środa, 18 listopada 2015

Moje miasto zapłakane deszczem...

Druga odsłona - jak zobaczycie kolor płaszcza, nie będziecie mieć wątpliwości, że musiałam się ustroić :-)


Postanowiłam założyć pasek z dużą klamrą w kwiaty, bo płaszcz chyba jest męski i obszerny. Dzięki temu zyskałam talię i nie wyglądam jak wielkanocne jajo o kolorze gąsiątkowym. Otóż moja Babcia zwykła tak określać ten kolor, który teraz znamy pod nazwą limonkowy, czy neonowy. Przypomniało mi się to jakoś zimą tego roku i pewnie przez pryzmat ciepła emanującego ze wspomnienia o Babci, kolor gąsiątkowy chodzi za mną od lutego i rozświetla mnie wewnętrznie.


Ups! Wytknięty język  to w tej sytuacji po prostu atawizm (deszcz, kalosze, kałuża...)

1 komentarz: