środa, 18 listopada 2015

Moje miasto zapłakane deszczem.

Trzecia odsłona, już mniej szalona, bo zaraz idę na zebranie rodziców do szkoły. Zatem postanowiłam dowyglądać ewentualnego tego, czego by mój syn się nie nauczył ;-) 



Bierzemy koty w teczkę i do szkoły na wycieczkę.



I niech mi ktoś powie, że żółty parasol na deszczową pogodę nie jest przedmiotem energetyzującym :-) W każdym razie na mnie działa.
Kurteczka z zasobów mojej szafy - kupiona w sh, parasolka - kupiona przy okazji w jednym z marketów dawno temu.

Wg mnie dzisiejsze smaczki to: kalosze w kwiaty z golfem, pasek - tylko ze względu na klamrę, srebrny rumak co mnie tam przywiózł i grafiti w zakątku miasta... Łodzi.




















I na koniec znowu... samochody zapłakane deszczem.

Ale żeby mnie jako kobiety nie poznawano tylko po tym jak kończę, to chciałabym oznajmić, iż mam nadzieję, że powyższe trzy odsłony będą dla Was moje/moi mili inspiracją... Może poszukacie swoich kwiatów, kolorów, czy innych tym podobnych, ładujących Wasze "akumulatory". Miłych poszukiwań :-)

Zdjęcia: Mike Bishop

1 komentarz: